Płodzenie

ab intra, blog Komentarze (0) »

Zatęskniłem za pisaniem… Zresztą już parę lat temu. Jak człowiek studiował, nie miał rodziny, to mógł hobbystycznie pisać i za przysłowiowe dziękuję, czy za stawki wierszówek w lokalnej prasie, które często nie pokrywają kosztów. A jak człowiekowi dojdzie jeszcze do wychowania kolejne pokolenie, to powrót do takich czasów wydają się abstrakcją… Ja jednak postanowiłem, że siadam i piszę – co prawda nie będzie wierszówki, a nawet nikt mi nie podziękuję, chyba że ja sam sobie! Ot, a co!

Inspiracji, żeby to się wydarzyło właśnie tu i teraz było kilka, o jednej w postaci tęsknoty zdążyłem wspomnieć. Kolejną inspiracją była moja lepsza Połowa, która przebywając w pokoju naszej Pociechy stwierdziła, że musi zacząć pisać bloga… No cóż, jak i matka może to czemu nie ojciec? Chociaż motywacja do pisemnych wypocin po przebywaniu 24h na dobę z niemowlakiem mającym problem z kolkami, a ośmiogodzinną pomocą w tym procesie może być znacząco różna. Do tego wczoraj na zakupach spotkałem starego kumpla, z którym w latach dziewięćdziesiątych zaczynaliśmy pisać w lokalnej prasie. O dziwo…, siedząc w zimie z dzieckiem w domu (jest ogrodnikiem albo jak to teraz fachowo się określa „architektem krajobrazu” – poza tym pozytywnie zakręcona osoba) miał refleksje podobne do moich! I ostatnią nutę do tego dopisał też stary kumpel z siatkówki. Trafiłem na jego bloga i zaczytywałem się z przyjemnością…

Zatem siadłem w pierwszy możliwy wieczór i oto płodzę! Tylko co? Na razie bardziej wiem, o czym nie chcę pisać, i wiem jak chcę pisać. Nie chcę was uraczyć tekstami z cyklu „osiem godzin z życia młodego taty” (choć trudno, żeby jakieś godzinne wyrywki się nie pojawiały, co i będzie poniżej), bo takich pewnie jest na pęczki. I wiem też, że nie chcę was wypocinami zanudzać. Problem w tym, że nigdy nie pisałem humorystycznie, zawsze na poważnie, refleksyjnie. Zatem w dalszej części albo będziecie mieć polewkę z tego, jak się człowiek usilnie stara i mu nie wychodzi, albo jak dojdziecie do kolejnych akapitów postawicie na mnie krzyżyk – lub raczej go klikniecie z górnej prawej strony przeglądarki (w Macach z lewej!). Jednak jest nadzieja – Żona co i raz w domu się ze mnie śmieje ;).

Piszę – i nie jest to tym razem (jak często) trigger (nie mylić z „tiger”, czy też poczytną serią książeczek fabularno-historycznych „Tygrys”), czyli fragment KODu (dla 99,9% czytelników zupełnie nie zrozumiała rzecz) transakcyjnego języka relacyjnych baz danych.

Czasami pewne wydarzenia historyczne determinują nasze poczynania w przyszłości… i jedna z tych historii również mi się udzieliła. Jeszcze w okresie przed rozwiązaniem odwiedzaliśmy z ŻAniulą gabinet. CWG czyli cykliczne wizyty ginekologiczne. Poczekalnia w tym gabinecie szczodrze obwieszona z obu stron odpowiednimi plakatami edukacyjnymi. Co ciekawe – z drzwi naprzeciwko tego gabinetu korzystają tez rehabilitanci zajęciowi, do których przychodzą na fizjoterapię dzieci. Dzieci są spostrzegawcze, i szybko się edukują, w szczególności jak tak ciekawa wiedza nagle staje się w tej poczekalni dla nich dostępna (to jakby się ktoś potem dziwił, czemu nam młodzież tak szybko dorasta). Postanowiłem i z tego typu plakatów dokształcić się i ja, szczególnie z jednego, na którym jest napisane „Średniotygodniowy przyrost masy noworodka to 135g”. Wzbogacony o tą wiedzę, już po szczęśliwym rozwiązaniu poczyniłem zapas pieluch. Chyba zapas na kolejnego potomka, bo się okazało, że nasz Misiek w cztery dni wyrabia normę dwu i pół tygodniową…

Ps. Młody tata… Ta… Człowiek nawet jak się dorobi pięćdziesięciu wiosen na karku, a urodzi mu się dziecko, od razu młodnieje!

 

 

WP Theme & Icons autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski.
RSS wpisów RSS komentarzy Zaloguj się